niedziela, 1 grudnia, 2024

Chiny w przedpolu

Europa jakiś czas temu postawiła na napędy elektryczne. Pod hasłem ratowania przyszłych pokoleń, pojawiła się też szansa na kolejny triumf. Można było znowu przejąć pałeczkę i po raz kolejny pokazać, że Stary Kontynent motoryzacją stoi, a nawet dyktuje trendy i technologicznie przewodzi na świecie.

Ale pojawili się Chińczycy… i pokrzyżowali europejskim producentom szyki.

Jeszcze całkiem niedawno chiński BYD brał udział w przetargu na zakup autobusów w Warszawie i nawet wygrał ten przetarg, ale pod wpływem protestów, przetarg został unieważniony, a powstałą lukę zapełnił Solaris, wówczas jeszcze polski. Tak próbował walczyć polski rynek z tym, co wydaje się dziś nieuniknione – ofensywą Chińczyków.

Czy mamy się czego bać? napędy elektryczne

Kto był w tym roku w Hanowerze, ten wie – chińskie firmy i ich produkty były w każdej hali, a skala działania ogromna. Myślę, że nie byłoby przesadą stwierdzenie, że Chińczycy zdominowali te targi. Być może to kwestia nowości, być może kurczących się stoisk europejskich wytwórców. Fakt jednak pozostaje – Chińczycy przywieźli do Hanoweru zróżnicowaną, pełną ofertę. Zarówno pojazdów ciężarowych, dostawczych, autobusów, jak i komponentów. Co ciekawe, podobnie jak europejscy producenci, nie skupiali się wyłącznie na napędach elektrycznych. Pokazali, że chcą konkurować dużo szerzej.

Czy Chińczycy mają szansę przejąć europejski rynek motoryzacyjny? Na pewno mają na to apetyt. Mają też dobre warunki, które sprawiają, że ich produkty są bardzo konkurencyjne. Szczególnie cenowo. Ich atutem są niskie koszty produkcji. Mniej muszą płacić pracownikom, mniej też kosztują ich badania i rozwój. Ale to wiemy od dawna. Właśnie w związku z tym największe koncerny światowe przeniosły swoją produkcję do Państwa Środka. Niektóre nawet już słono za to zapłaciły.

Coraz większy nacisk na elektromobilność i w efekcie jej rozwój daje właśnie Chińczykom kolejną szansę. Otóż Chiny dysponują złożami litu, który jest wykorzystywany do produkcji baterii. A to daje im przewagę konkurencyjną. Poza tym, Państwo Środka samo w sobie jest gigantycznym rynkiem. Sporą przewagą jest właśnie skala, na jaką mogą sobie pozwolić chińskie koncerny, ze względu na tzw. zbyt wewnętrzny. Nie muszą eksportować swoich pojazdów, żeby je sprzedawać. A im większa produkcja, tym niższy koszt jednostkowy. Europie trudno pod tym względem konkurować.

Cena nie najważniejsza?

I dochodzimy do punktu ostatniego. Czy jest się czego bać na rynku pojazdów ciężarowych? Tutaj mimo wszystko cena, choć ważna, nigdy nie była najważniejsza. Sprzedają się sprawdzone rozwiązania, oszczędne i zarazem komfortowe. Ale to tylko jedna strona medalu, drugą jest cały czas kult marki – jako wizytówki biznesu, ale też pragmatyzm – niezawodność i łatwy dostęp do serwisu, czyli dobrze rozbudowane usługi posprzedażne.

I jak w przypadku samochodów osobowych, można w miarę łatwo sobie wyobrazić szybki rozwój takich punktów w całej Europie, tak w przypadku pojazdów ciężarowych może być trudniej. Ale… zawsze jest jakieś „ale”… Jeżeli rozpatrujemy chińskie pojazdy na tym rynku tylko przez pryzmat napędów elektrycznych, może się okazać, że nie będzie co przeliczać i ekonomia – a raczej paradoksalnie rozsądek wygra. Jeżeli cena bateryjnego pojazdu ciężarowego, w zależności od źródła informacji jest 2, 3, a nawet 4 razy wyższa od spalinowego, Chińczycy ze swoimi tanimi produktami mogą wejść na nasz rynek dość gładko…

Powiązane artykuły

OBSERWUJ NAS!

Facebook
YouTube
LinkedIn
Instagram
Tiktok

 

CZYTAJ NAJNOWSZY NUMER

Zapisz się do newslettera


Zrównoważony rozwój

Opinie

Po godzinach

Zapowiedź