Rok 2024 rozpoczął się premierami. I to we wszystkich segmentach. Główną przyczyną tej aktywności wśród producentów jest rozporządzenie, zgodnie z którym wszystkie nowe pojazdy od lipca 2024 r. muszą być wyposażone w odpowiedni pakiet systemów bezpieczeństwa.
Właśnie w wyniku tych działań na rynku pojawiła się cała gama pojazdów użytkowych Stellantisa, równolegle odnowione modele prezentuje też Ford i Mercedes. Volkswagen już coraz więcej odsłania, a MAN pokazuje nowy dostawczy model na razie online, zapowiadając niebawem spotkanie na żywo.
Przy okazji tych zmian samochody stają się bardziej nowoczesne w środku. Cyfrowy kokpit przestaje dziwić, a ekrany multimediów wciąż rosną. Odnawiane są też elektryczne napędy, które zyskują na zasięgu i szybkości ładowania, przybliżając się bardziej do oczekiwań użytkowników. Niektórzy idą o krok dalej i już dzisiaj jako alternatywę proponują napędy elektryczne z ogniwem wodorowym, inni wstrzymują się z elektrycznymi nowościami na czas jakiś, świadomie opuszczając przynajmniej na razie rynek, w związku z brakiem konkurencyjnej oferty. Czyżby wiedzieli coś więcej?
Krok w tył?
Rynek pojazdów elektrycznych u nas dopiero jest we wczesnej fazie rozwoju. Możemy brać przykład lub wyciągać wnioski z tego, co się wydarzyło wcześniej u innych. Niemieckie dotacje pobudziły rynek elektryków, ale tylko do momentu, gdy obowiązywały. Zniesienie dopłat sprawiło, że konsumenci sami z własnej kieszeni nie są skłonni płacić za elektromobilność, która wciąż wiąże się z pewnymi niedogodnościami. A w Niemczech infrastruktura do ładowania pojazdów wygląda jednak zupełnie inaczej niż u nas.
Mniejsze zainteresowanie pojazdami elektrycznymi odnotowali również pionierzy i najwięksi entuzjaści elektromobilności w Europie – Norwedzy. Teraz czas na Francuzów, którzy właśnie zrezygnowali z dotowania elektryków. Zaniepokojona jest również Wielka Brytania, gdzie sprzedaż samochodów elektrycznych nie osiągnęła zakładanych poziomów. Producenci w Stanach Zjednoczonych głowią się, co zrobić, żeby uratować ten biznes. Jednym z działań na rzecz elektromobilności, jest wzięcie spraw w swoje ręce. Zawiązano więc konsorcjum, które we własnym zakresie zbuduje sieć ładowarek. Amerykanie nie znoszą kompromisów. Jeżeli mają jeździć elektrykami, to ładowarki muszą być wszędzie, gdzie może stanąć ich samochód.
Jajko czy kura? Rynek regulowany
I o to właśnie w tym wszystkim chodzi. Odwrotnie się nie uda. Najpierw musi powstać infrastruktura, później mogą pojawić się użytkownicy aut, którzy będą z niej korzystać. Przykład takiego działania mamy też w Polsce. Scania Polska nie oglądając się na innych, zbudowała dostępny publicznie hub do ładowania pojazdów elektrycznych i nie zamierza na tym poprzestać. Podczas tegorocznego kongresu MOVE w Poznaniu wiele mówiono o koniecznych dotacjach do zakupu pojazdów i budowy infrastruktury. Przede wszystkim jednak wydaje się dzisiaj, że aby pobudzić sprzedaż samochodów, również ciężarowych, potrzebne są punkty, w których będzie można je ładować dużą mocą. To zwiększy ich mobilność i ograniczy ryzyko przedsiębiorcom, którzy się na nie zdecydują.