18 grudnia 2023 roku Rada i Parlament Europejski osiągnęły wstępne porozumienie w sprawie normy Euro 7. Zdaniem niektórych zupełnie zbędnej.
– Celem negocjacji było zapewnienie przystępności cenowej nowych mniejszych samochodów z silnikami spalinowymi dla odbiorców krajowych. Jednocześnie umożliwienie branży motoryzacyjnej przygotowania się do oczekiwanej całościowej transformacji sektora – stwierdził Alexandr Vondra, czeski europoseł, sprawozdawca Parlamentu Europejskiego.
Nowa norma zakłóci a nie wspomoże realizację tych celów. Nie satysfakcjonuje zwolenników radykalnego ograniczenia emisji zanieczyszczeń. Producentów pojazdów, którzy oferuję modele spalinowe i wprowadzają elektryczne, zmusza do kolejnego wysiłku finansowego. Zadowoleni są tylko ci, którzy teraz mówią sobie, że „mogło być gorzej”.
Euro 7. Gra nie warta świeczki?
Nieporozumienie tkwiło już w zaczątku dyskusji o Euro 7. Nikt nie zadał sobie pytania, co jest ważniejsze: ograniczanie emisji pojazdów spalinowych czy szybkie upowszechnienie pojazdów elektrycznych. Wstępne założenia normy Euro 7, która stanowi element przepisów o warunkach uzyskania homologacji pojazdu, były bardzo rygorystyczne. Producenci pojazdów wskazywali, że ich spełnienie będzie technicznie trudne i bardzo drogie. Stanowczo występował przeciw Euro 7 Carlos Tavares, szef Stellantisa, który stwierdził. Nowa norma jest kosztowna. Nie przynosi korzyści klientom, ani środowisku.
Zwracał uwagę na to, że zmusi producentów do inwestowania w pojazdy napędzane paliwami kopalnymi. Ich sprzedaż i tak ma być zakazana w Unii Europejskiej od 2035 roku. Broniąc koncern przed podwyżką kosztów działalności, szef Stellantisa przemawiał w imieniu klientów, którzy te koszty ponieśliby.
Transformacja energetyczna
Unia stosuje różne metody nacisku na wprowadzenie „zeroemisyjengo” transportu. Z tego podowu Euro 7 być może miało „uciąć dyskusję”, radykalnie podnosząc koszty rozwoju i produkcji pojazdów spalinowych. Na tym tle bardziej opłacalny stałby się szybki przeskok do samochodów „zeroemisyjnych”, głównie elektrycznych na baterie czy wodorowe ogniwa paliwowe. Koszty tzw. transformacji energetycznej, odbywającej się jednocześnie na wielu polach.
Od wdrażania „zielonych” źródeł energii, poprzez energooszczędne budownictwo do energooszczędnych żarówek. Są one już tak dotkliwe, że nawet gospodarka niemiecka sobie z nimi nie radzi. Rok 2023 Niemcy kończą spadkiem przyrostu PKB, a eksperci twierdzą, że to dopiero początek recesji. Jej przyczyny mają charakter strukturalny, a wymienia się wśród nich głównie koszty energii, infrastruktury i kryzys migracyjny. Należy spodziewać się, że spowolnienie obejmie całą Unię. Sygnałem jest zmniejszenie popytu na transport, silnie odczuwane od kilku miesięcy przez polskich przewoźników. Czytaj dalej w magazynie fleetLOG 1/2024