Wygląda na to, że los normy Euro 7 już został przesądzony. Będzie dotyczyć nie tylko samochodów spalinowych, ale również elektrycznych. Jak to możliwe? Otóż nie będzie regulowała jedynie poziomu emisji spalin, w tym CO2, ale również będzie dotyczyć poziomu zanieczyszczeń wynikających ze ścierania się opon czy pracy hamulców.
Samochodom elektrycznym dorzucono również np. minimalny poziom pojemności baterii, jaki musi być utrzymany w określonym czasie. Producenci jednak nie powinni się tym zanadto martwić. Już dzisiaj oferują baterie, które z nawiązką spełniają wytyczne Unii.
Trudno uchwytne Euro 7
Zastanawiające jest jednak, jak ustawodawcy zamierzają wychwycić emisję z hamulców czy opon. To bardzo trudne do zmierzenia w praktyce parametry i bardzo wrażliwe na zmieniające się warunki. Inaczej guma będzie ścierać się np. na asfalcie, inaczej na betonie. Pewnym wyznacznikiem jest tutaj opór toczenia, czyli preferowane będą opony o mniej agresywnym bieżniku, ale też o niższej trwałości. A to oznacza, że będą musiały być częściej wymieniane, czyli trudno stwierdzić jednoznacznie, ile na tym zyska środowisko, a ile straci (pieniędzy) użytkownik. Podążając w kierunku elektromobilności, można dostrzec dodatkowy problem z tym związany. Otóż z racji akumulatorów trakcyjnych, które wciąż sporo ważą, samochody elektryczne są cięższe od spalinowych, a co za tym idzie potrzebują też opon o wyższej nośności, czyli masywniejszych. Ścieranie opon natomiast w samochodach elektrycznych powinno przebiegać łagodniej ze względu na hamowanie w dużej mierze za pomocą silnika, czyli rekuperacji.
Nie mniej kłopotliwe jest mierzenie emisji zanieczyszczeń z hamulców. Tu też wiele zależy od warunków jazdy i zastosowanego napędu. Pozornie bardziej korzystny dla żywotności hamulców system rekuperacji w pojazdach elektrycznych, może wpływać na ich szybszą degradację. Gdy rzadko używamy hamulców, tarcze rdzewieją. Rdza ściera się, gdy od czasu do czasu ostrzej zahamujemy, ale wówczas emisja też nie jest mała, natomiast zużycie hamulców duże. I tak koło się zamyka. Z jednej strony zabieramy, z drugiej dokładamy.
Kosztowne zmiany
Norma emisji Euro 7 jest jeszcze w fazie projektowania. Gdyby dzisiaj ją zaklepano, zaczęłaby obowiązywać w 2026 r. Można więc założyć, że do tego czasu może się jeszcze wiele zmienić. Producenci pojazdów jednak mają niewiele czasu, żeby dostosować swoje spalinowe układy napędowe do wyśrubowanych poziomów emisji, a jednocześnie muszą myśleć o napędach elektrycznych i wodorowych, bo ten kierunek jest dzisiaj najbardziej prawdopodobny. Czekają ich więc spore wydatki, które niechybnie przełożą się też na koszty zakupu nowych środków transportu.
Więcej o nowych regulacjach i normie Euro 7 w magazynie fleetLOG 1/2024