Restrukturyzacja bywa ratunkiem. Nie jest tajemnicą, że w branży TSL nawet kilka godzin przestoju może oznaczać problemy. To tysiące utraconych ładunków i dotkliwe kary umowne. Restrukturyzacja (dobrze przeprowadzona) to sposób na utrzymanie ruchu towaru. Pozwala ponadto odbudować zaufanie kontrahentów i uporządkować finanse bez wyłączania silników.
Warunek jest jeden: najpierw zabezpieczamy paliwo, pracowników i systemy. Potem negocjujemy resztę. W transporcie każda przerwa w działalności boli podwójnie. Po pierwsze, firma traci przychody – ciężarówka, która nie jedzie, nie zarabia. Po drugie, może stracić klientów, którzy szukają bardziej niezawodnych dostawców. W branży opartej na terminowości i zaufaniu reputację, którą buduje się latami, można stracić w tygodnie.
Dlatego restrukturyzacja w TSL ma inną specyfikę niż w innych branżach. Nie chodzi tylko o uporządkowanie finansów, ale o utrzymanie ciągłości operacyjnej. Samochody muszą dalej jeździć, magazyny muszą działać, a kierowcy muszą dostawać wypłaty.
Restrukturyzacja w TSL operacją na żywym organizmie
Transport to sieć naczyń połączonych. Jeden zatrzymany przewoźnik może sparaliżować produkcję w kilkunastu zakładach. Wydarzenia takie jak blokada Kanału Sueskiego w 2021 r. pokazały nam, że w wyniku globalizacji łańcuchy dostaw są napięte jak struny. Nie ma w nich luzu ani zapasów. Biorąc pod uwagę również koszty paliwa, ściśle limitowany przepisami czas pracy kierowców, przeglądy techniczne i ubezpieczenie floty oraz koszt systemów obsługi zleceń okazuje się, że utrata płynności finansowej po prostu nie wchodzi w grę.
Brak kart paliwowych oznacza, że ciężarówki nie ruszą z bazy. Bez polis odpowiedzialności cywilnej nie można przewozić towarów. Bez sprawnych systemów dyspozytornia pracuje w ciemno. To nie są koszty, które można odłożyć „na później”. W tej branży jeden dzień przestoju to stracone przychody, które już nie wrócą. Dlatego restrukturyzacja musi być zaprojektowana tak, by od pierwszego dnia chronić ciągłość operacyjną.
Skąd wiadomo, że będzie pod górkę?
Jak rozpoznać, że firmę transportową czekają kłopoty? Eksperci wskazują na kilka charakterystycznych objawów, które pojawiają się na długo przed ostatecznym kryzysem:
- Pierwszy (i najbardziej podstępny) to topniejąca marża na kilometr. Gdy koszty rosną szybciej niż stawki frachtowe, każdy transport przynosi mniej zysku. Szczególnie groźny jest rosnący udział kosztów paliwa w przychodach. To sygnał, że firma traci kontrolę nad podstawową pozycją kosztową.
- Kolejny alarm to problemy z limitami paliwowymi. Gdy dostawcy paliwa zaczynają ograniczać kredyty, a kierowcy muszą płacić gotówką na stacjach, płynność finansowa wisi na włosku. To moment, gdy każdy dzień może być ostatnim.
- Równie niepokojące są rosnące reklamacje za opóźnienia. Więcej skarg od klientów i idące za nimi roszczenia odszkodowawcze za niedotrzymanie terminów to oznaka utraty kontroli nad jakością usług. W branży opartej na terminowości to prosta droga do utraty kontraktów.
- Wzrastająca rotacja kierowców to sygnał, że problemy wewnętrzne stają się widoczne na rynku pracy. Gdy zaczynają odchodzić doświadczeni pracownicy, dla których trudno znaleźć zastępców, firma traci swój najważniejszy zasób – kompetentną załogę.
Ostatni sygnał ostrzegawczy to odkładanie serwisu i przeglądów. Gdy brakuje pieniędzy na naprawy, rośnie awaryjność floty. To błędne koło – im gorsza kondycja techniczna pojazdów, tym więcej nieplanowanych postojów i większe straty.
Akcja restrukturyzacja: opcje są trzy
Polskie prawo daje firmom w kryzysie kilka opcji ratunkowych:
- Najszybsza to postępowanie o zatwierdzenie układu. To swego rodzaju tarcza ochronna, która zatrzymuje komorników i daje czas na negocjacje z wierzycielami. Firma może działać normalnie, a zarząd pozostaje na swoim miejscu. Warunkiem jest przedstawienie wierzycielom planu spłaty długów i uzyskanie ich zgody.
- Jeśli problemy są głębsze, można sięgnąć po postępowanie sanacyjne. To silniejsze narzędzie – pozwala zerwać niekorzystne umowy bez płacenia kar, ale zarząd zazwyczaj traci kontrolę nad firmą na rzecz zewnętrznego zarządcy.
- Ostateczność to upadłość. Wtedy syndyk przejmuje wszystko i likwiduje firmę, sprzedając majątek na rzecz wierzycieli.
Co zrobić, by przetrwać?
Samo skorzystanie z powyższych procedur nie gwarantuje nam jednak sukcesu. Aby przedsiębiorstwo stanęło na nogi konieczne będzie dostosowanie praktyki biznesowej do zaistniałych realiów. Doświadczeni doradcy restrukturyzacyjni wypracowali kilka podstawowych zasad dla firm transportowych w kryzysie:
- Priorytetyzacja płatności. Priorytet ma to, co porusza koła: paliwo, ubezpieczenia, wynagrodzenia kierowców. Bez tego firma przestaje istnieć z dnia na dzień, niezależnie od tego, jak dobre są długoterminowe plany naprawcze.
- Komunikacja z partnerami biznesowymi. Milczenie wobec kluczowych kontrahentów jest gorsze od najgorszych wiadomości. Dostawcy paliwa, leasingodawcy i najwięksi klienci powinni wiedzieć, co się dzieje i jaki jest realny plan naprawczy. Niepewność zabija biznes szybciej niż problemy finansowe.
- Monitorowanie podstawowych wskaźników. Marża na kilometr, wykorzystanie floty, puste przebiegi, opóźnienia w płatnościach – te liczby trzeba śledzić codziennie, nie czekając na comiesięczne raporty finansowe. W kryzysie tydzień to wieczność.
- Zachowanie równowagi. W TSL liczy się każdy dzień, ale chaotyczne cięcia kosztów mogą zaszkodzić bardziej niż pomóc. Redukcja floty bez analizy rentowności tras, zwolnienia kluczowych pracowników czy rezygnacja z serwisu to błędy, które pogłębiają kryzys zamiast go rozwiązywać.
W przypadku restrukturyzacji kluczowym okresem dla firmy jest pierwsze 90 dni rozpoczęcia procedury. W tym czasie każdy tydzień i miesiąc mają swoje zadania i priorytety:
- Pierwszy tydzień to walka o przetrwanie operacyjne. Trzeba natychmiast zabezpieczyć podstawową płynność – sprawdzić limity paliwowe i ważność polis ubezpieczeniowych. Równolegle należy przygotować komunikację dla załogi i kluczowych klientów.
- Pozostały tygodnie w pierwszym miesiącu to czas intensywnych negocjacji z największymi wierzycielami. Leasingodawcy floty, dostawcy paliwa, banki – każdy wymaga innego podejścia i innych propozycji układowych. To najtrudniejszy okres, bo trzeba przekonać partnerów, że warto dać firmie szansę na naprawę.
- Następne dwa miesiące to faza stabilizacji. Finalizacja umów układowych, wprowadzenie pierwszych oszczędności operacyjnych, ustabilizowanie kluczowych wskaźników finansowych. To moment, gdy plan zaczyna przynosić pierwsze efekty.
Restrukturyzacji nie należy się bać
W 2024 roku restrukturyzację rozpoczęło ponad 4400 polskich przedsiębiorstw – to rekord i wzrost o 7,4% rok do roku. Wiele z nich to firmy transportowe, które dziś działają stabilniej niż przed kryzysem. Pozbyły się nierentownych tras, poprawiają organizację pracy, renegocjują umowy. Paradoksalnie, często wychodzą z procedury silniejsze.
Kluczem jest zmiana myślenia. Restrukturyzacja to nie koniec świata, ale narzędzie zarządzania kryzysem. W tak dynamicznej branży jak transport, gdzie codziennie zmieniają się ceny paliwa, stawki frachtowe i przepisy celne, umiejętność szybkiej adaptacji to podstawa przetrwania.
Statystyki są jednak bezlitosne: firmy, które sięgają po pomoc wcześnie, mają znacznie większe szanse na sukces. Wyjście z kryzysu to maraton, a nie sprint. Czekanie do ostatniej chwili drastycznie ogranicza opcje i zwiększa koszty całego procesu. Jednak z dobrym planem i profesjonalnym wsparciem możemy wygrać ten wyścig z czasem.
Komentarz ekspercki przygotował Mateusz Haśkiewicz – kwalifikowany doradca restrukturyzacyjny, radca prawny, prezes zarządu Haśkiewicz Dyła Restrukturyzacje Upadłości sp. z o.o., twórca kanału na You Tube „Biznes w kryzysie”.






