środa, 12 marca, 2025
Strona głównaAktualnościChińskie ciężarówki w Europie. Czy to już?

Chińskie ciężarówki w Europie. Czy to już?

Chińskie autobusy elektryczne znakomicie radzą sobie na rynku europejskim. Niedawno unia podwyższyła cła na chińskie elektryczne samochody osobowe, aby nie podążyły śladem autobusów, co zapowiadały coraz lepsze wyniki sprzedaży. Czy w następnej kolejności zadebiutują u nas chińskie ciężarówki? Zastanawiamy się wspólnie z Marcinem Majakiem, dyrektorem sprzedaży Renault Trucks Polska.

Czy chińskie ciężarówki mają szansę w Europie? Czy Chińczycy są gotowi zaoferować je u nas?

Pojazdy ciężarowe, te w ruchu regionalnym i międzynarodowym pracują zazwyczaj z dala od bazy, w której są zlokalizowane. Definiuje to konieczność obsługi i naprawy w każdym zakątku Europy. Więc warunkiem wejścia na rynek europejski jest zapewnienie odpowiednio gęstej sieci serwisowej oraz dostępności części zmiennych. Jeżeli chodzi o części, można polegać na dużych sieciach handlowych dystrybuujących części uznanych producentów. Lecz nie wiem, jak bardzo rzeczy takie jak elementy układu hamulcowego, wtryskowego, pneumatyki, elektryki itp. są zunifikowane z europejskimi. Same warsztaty to albo wzrost organiczny, który potrwa kilka lat, albo zakup sieci np. jakieś marki ciężarowej.

Władze Unii Europejskiej opowiadają się za niskoemisyjnymi pojazdami. Wydaje się, że w tej dziedzinie chińskie firmy mają się czym pochwalić.

Zaawansowanie dalekowschodnich producentów w przypadku pojazdów elektrycznych nie ulega wątpliwości. Natomiast wielkość rynku w Europie, a w Polsce szczególnie, raczej nie uzasadnia, poza długofalowym rozwojem, inwestycji i zaangażowania tylko w pojazdy elektryczne. Mogę sobie wyobrazić np. skupienie się tylko na wybranych branżach i rozwój samych śmieciarek elektrycznych. Lecz tutaj trzeba policzyć dokładnie, ile trzeba zainwestować, a ile można zyskać.

Europa może się okazać dla chińskich producentów ciężarówek zbyt małym kąskiem ?

Daleki jestem od lekceważenia konkurencji dalekowschodniej. Oczywistym jest, że jeśli producenci mają się zastosować do wymagań europejskiego prawodawcy co do emisji CO2, ten sam prawodawca powinien zadbać o równe prawa w tym wyścigu, w każdym zakresie. Więc każdy element emisji winien być wliczony w całkowitą emisję. Począwszy od wydobycia rudy żelaza, przez proces produkcji i transport na tak dużej odległości. A dopiero na końcu lokalna emisja CO2 z rury wydechowej. Jeśli będzie inaczej…. to wszelkie Euro 7 i elektromobilność nie mają sensu, i jako takie powinny trafić na wypisko rzeczy zbędnych.

Na razie unia próbuje z cłami na osobowe elektryki, choć głównym powodem ich wprowadzenia jest zapewnienie ochrony europejskim producentom, a nie całościowe liczenie emisji „od źródła do koła”.

Można te reguły nazwać, jak się chce: cła, akcyza, opłata klimatyczna itp. Jeśli walka o planetę ma sens, to tylko w rozrachunku globalnym.

No i na koniec, na razie marki chińskie mają świetny rynek zbytu. To Rosja objęta mniej lub bardziej skutecznymi sankcjami, w tym zakazem importu ciężarówek i części do nich. I nawet jeśli ta zapora nie jest doskonała, to jednak pojazdy chińskie obecnie napędzają rosyjską gospodarkę, a w tym układzie to Chińczycy dyktują cenę. Dopóki wojna się nie skończy, nie mają realnej konkurencji, więc po co im wojna z europejską biurokracją?

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał Michał Kij

Powiązane artykuły

OBSERWUJ NAS!

Facebook
YouTube
LinkedIn
Instagram
Tiktok

 

CZYTAJ NAJNOWSZY NUMER

Zapisz się do newslettera


Zrównoważony rozwój

Opinie

Po godzinach

Zapowiedź