Chińskie autobusy elektryczne znakomicie radzą sobie na rynku europejskim. Niedawno unia podwyższyła cła na chińskie elektryczne samochody osobowe, aby nie podążyły śladem autobusów, co zapowiadały coraz lepsze wyniki sprzedaży. Czy w następnej kolejności zadebiutują u nas chińskie ciężarówki? Zastanawiamy się wspólnie z Marcinem Majakiem, dyrektorem sprzedaży Renault Trucks Polska.
Czy chińskie ciężarówki mają szansę w Europie? Czy Chińczycy są gotowi zaoferować je u nas?
Pojazdy ciężarowe, te w ruchu regionalnym i międzynarodowym pracują zazwyczaj z dala od bazy, w której są zlokalizowane. Definiuje to konieczność obsługi i naprawy w każdym zakątku Europy. Więc warunkiem wejścia na rynek europejski jest zapewnienie odpowiednio gęstej sieci serwisowej oraz dostępności części zmiennych. Jeżeli chodzi o części, można polegać na dużych sieciach handlowych dystrybuujących części uznanych producentów. Lecz nie wiem, jak bardzo rzeczy takie jak elementy układu hamulcowego, wtryskowego, pneumatyki, elektryki itp. są zunifikowane z europejskimi. Same warsztaty to albo wzrost organiczny, który potrwa kilka lat, albo zakup sieci np. jakieś marki ciężarowej.
Władze Unii Europejskiej opowiadają się za niskoemisyjnymi pojazdami. Wydaje się, że w tej dziedzinie chińskie firmy mają się czym pochwalić.
Zaawansowanie dalekowschodnich producentów w przypadku pojazdów elektrycznych nie ulega wątpliwości. Natomiast wielkość rynku w Europie, a w Polsce szczególnie, raczej nie uzasadnia, poza długofalowym rozwojem, inwestycji i zaangażowania tylko w pojazdy elektryczne. Mogę sobie wyobrazić np. skupienie się tylko na wybranych branżach i rozwój samych śmieciarek elektrycznych. Lecz tutaj trzeba policzyć dokładnie, ile trzeba zainwestować, a ile można zyskać.
Europa może się okazać dla chińskich producentów ciężarówek zbyt małym kąskiem ?
Daleki jestem od lekceważenia konkurencji dalekowschodniej. Oczywistym jest, że jeśli producenci mają się zastosować do wymagań europejskiego prawodawcy co do emisji CO2, ten sam prawodawca powinien zadbać o równe prawa w tym wyścigu, w każdym zakresie. Więc każdy element emisji winien być wliczony w całkowitą emisję. Począwszy od wydobycia rudy żelaza, przez proces produkcji i transport na tak dużej odległości. A dopiero na końcu lokalna emisja CO2 z rury wydechowej. Jeśli będzie inaczej…. to wszelkie Euro 7 i elektromobilność nie mają sensu, i jako takie powinny trafić na wypisko rzeczy zbędnych.
Na razie unia próbuje z cłami na osobowe elektryki, choć głównym powodem ich wprowadzenia jest zapewnienie ochrony europejskim producentom, a nie całościowe liczenie emisji „od źródła do koła”.
Można te reguły nazwać, jak się chce: cła, akcyza, opłata klimatyczna itp. Jeśli walka o planetę ma sens, to tylko w rozrachunku globalnym.
No i na koniec, na razie marki chińskie mają świetny rynek zbytu. To Rosja objęta mniej lub bardziej skutecznymi sankcjami, w tym zakazem importu ciężarówek i części do nich. I nawet jeśli ta zapora nie jest doskonała, to jednak pojazdy chińskie obecnie napędzają rosyjską gospodarkę, a w tym układzie to Chińczycy dyktują cenę. Dopóki wojna się nie skończy, nie mają realnej konkurencji, więc po co im wojna z europejską biurokracją?
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Michał Kij